Wśród pierwszych gier dla dzieci, chyba najczęściej polecana jest „Moja pierwsza gra. W ogrodzie” od Haby. Zachęcona więc opiniami postanowiłam i ja ją wypróbować. Zastanawiałam się przy tym, dlaczego akurat ona osiągnęła aż taki sukces wśród mam dwu-trzylatków. Kiedy przeglądałam produkty Haby widziałam też dużo innych, fajnie wyglądających „moich pierwszych gier”, skierowanych do tej samej grupy wiekowej. Z ciekawości zdecydowałam się więc zamówić dwie gry: „W ogrodzie” oraz „Dźwięczny las”, który najbardziej mnie zainteresował z pozostałej oferty Haby. A dziś Wam napiszę, czy faktycznie ta pierwsza to taki hit oraz czy ta druga też ma szansę w tym konkursie na najlepsze gry dla maluchów 🙂
1. Moja pierwsza gra. W ogrodzie
Haba, wiek 2+
Choć gra jest przeznaczona dla dzieci od drugiego roku życia, ja wolałam poczekać kilka miesięcy dłużej. Obawiałam się, czy nasza hiperaktywna dwulatka będzie chciała się trzymać jakichkolwiek reguł i czy w ogóle wytrzyma przy stole dłużej niż 5 sekund. Kiedy w końcu odważyłam się pokazać grę, zostałam dość pozytywnie zaskoczona. Okazuje się bowiem, że reguły gry są faktycznie bardzo proste i małe dziecko potrafi je dość szybko załapać. Oczywiście próbuje ono bawić się według własnych zasad, ale też z małą pomocą rodzica faktycznie da się grać „według instrukcji”. Zazwyczaj też udawało nam się zagrać całą grę, do samego końca, co również było dla mnie miłą niespodzianką.
„W ogrodzie” polega na tym, że mamy sad owocowy. Na drzewach rosną kolorowe owoce: zielone i czerwone jabłka, żółte gruszki i niebieskie śliwki. Jest pora zbiorów, więc trzeba zerwać wszystkie owoce do koszyczka. Tymczasem, na drodze do sadu czai się kruk. Jest coraz bliżej drzew, więc trzeba się spieszyć, aby zdążyć wszystko zebrać zanim nieproszony gość rozgości się w sadzie. Cała mechanika gry opiera się na rzucie kostką. Jeśli wypadnie kolor, wrzucamy do koszyka przypisany do niego owoc. Jeśli koszyk – wybieramy dowolny owoc. A gdy kruk – przesuwamy go o jedno pole bliżej sadu. Gra kończy się gdy zbierzemy wszystkie owoce lub gdy kruk dostanie się do sadu. I to jest chyba jedyna znana mi gra, gdzie więcej frajdy sprawia przegranie rozgrywki. Które dziecko w końcu nie chciałoby nakarmić kruka albo popatrzeć jak żarłocznie rzuca się na owoce 😉
Podsumowując, „W ogrodzie” to bardzo przyjemna i prosta gra. Może być jedną z pierwszych gier dla dziecka. Bardzo polecam.
2. Moja pierwsza gra. Dźwięczny las
Haba, wiek 2+
Znana też jako: Grający las, Kling-Klang Wald, Ding-Dong Forest
„Dźwięczny las” to gra znacznie bardziej „wypasiona” niż „W ogrodzie”. Widać to po samych rozmiarach pudełka i różnorodnej zawartości. W dodatku w instrukcji znajdziemy kilka różnych scenariuszy gry. Jest ona też dużo bardziej skomplikowana niż wspomniana wcześniej „W ogrodzie”. W moim odczuciu „Dźwięczny las” niekoniecznie nadaje się na pierwszą grę, raczej lepsza byłaby dla trochę bardziej wprawionych graczy. Ja osobiście bym ją polecała dla dzieci co najmniej od trzech lat. Dla mojej dwuipółlatki granie według instrukcji jest jeszcze zbyt trudne, choć przyznam, że nieźle się z nią bawi według własnych zasad 🙂
Nie znalazłam nigdzie polskiej wersji gry, kupiłam ją więc w oryginale, jako „Kling-Klang Wald”. Nie jest to jednak duży problem (z jednym wyjątkiem, o którym piszę dalej), bo same elementy są beztekstowe, a instrukcja jest w kilku językach, w tym po angielsku. Po przeanalizowaniu zaproponowanych scenariuszy gry, wybrałam ten o numerze 2. Wydał mi się najbardziej sensowny, ponadto wykorzystuje wszystkie elementy. Według niego graliśmy (a raczej próbowaliśmy grać) i o tym teraz trochę napiszę.
Oczywiście nawet sama instrukcja wspomina o tym, że przed rozpoczęciem gry warto pozwolić dziecku zapoznać się i pobawić jej elementami, w szczególności instrumentami. Można powiedzieć, że w tym przypadku „unboxing” tego zestawu jest dużą atrakcją dla malucha.
Przygotowanie gry do wariantu numer 2
Na środku stołu kładziemy planszę z lasem. Ma ona trzy dziury, które zakrywamy większymi żetonami przedstawiającymi leśne chatki i ich muzykalnych mieszkańców. Obok rozkładamy mniejsze żetony, przedstawiające zwierzaki grające na instrumentach (najpierw zwierzakiem do góry, aby dziecko próbowało zapamiętać ich rozstawienie, potem je odwracamy rewersem). Pionek z Mamą Myszką stawiamy na dowolnym polu leśnej ścieżki na planszy. Rozkładamy jeszcze obok instrumenty: pałeczki, cymbałki i bębenek. Przygotowujemy kostkę i żetony z Myszką Mią (jeden żeton dorosły powinien ukryć pod jedną z leśnych chatek, pozostałe czekają z boku). Każde z dzieci otrzymuje małą planszę z mysim domkiem (są trzy takie plansze w zestawie, więc może być maksymalnie trzech graczy).
Już wygląda skomplikowanie, prawda? Nie to co „W ogrodzie” 😉
Zasady gry (wariant nr 2)
Rzucamy kostką, na której oznaczone są trzy różne kolory. Przesuwamy pionek Mamy Myszki na pole, które oznaczone jest wyrzuconym kolorem. I teraz pojawiają się dwie możliwości: albo jest tam zwierzak grający na instrumencie (miś na bębenku, lis na cymbałkach lub wiewiórka na pałeczkach) albo mała myszka Mia.
Jeśli na polu jest zwierzak z instrumentem, dziecko próbuje sobie przypomnieć na którym żetonie był taki sam zwierzak (czyli mamy tu coś na kształt memory). Jeśli zgadnie, zabiera go do swojego domku i gra na jego instrumencie tak długo jak tylko ma ochotę. W przeciwnym razie pokazuje żeton pozostałym graczom i odkłada go na miejsce.
Jeśli natomiast na tym polu jest symbol Myszki Mii, zaczynamy jej szukać w leśnych chatkach. Dziecko wybiera chatkę, którą chce sprawdzić. Puka do drzwi (czyli gra na odpowiednim instrumencie) i podnosi domek, żeby sprawdzić czy jest pod nim żeton małej myszki. Jeśli tak, zabiera ten żeton do swojego mysiego domku, a dorosły prosi dzieci o zamknięcie oczu i chowa kolejny żeten myszki.
Kto wygrywa? Ten, kto pierwszy wypełni swój mysi domek żetonami zwierzaków, tak, aby każde zaproszone zwierzątko było inne.
Pozostałe warianty w telegraficznym skrócie
Numer 1 (fabularno-dźwiękowy) : Mama myszka szuka Myszki Mii w leśnych chatkach. Dziecko zakrywa oczy, dorosły ukrywa żeton myszki pod jedną z chatek i gra na odpowiednim instrumencie. Po dźwięku instrumentu dziecko ma odgadnąć w której chatce jest myszka. Jednak głównym elementem tego scenariusza jest recytowanie wierszyka i tu akurat brak polskiej wersji jest trochę utrudnieniem.
Numer 3 (pamięciowy): Dziecko losuje trzy żetony z grającymi zwierzakami (oprócz tego, że są różne instrumenty, na żetonach pokazana jest też różna ilość nutek, które trzeba zagrać). Próbuje zapamiętać, co przedstawiają żetony i odwraca je rewersem. Kiedy będzie jego kolej, powinno zagrać z pamięci na odpowiednich instrumentach odpowiednią ilość nutek.
Numer 4 (rozpoznawanie skąd dochodzi dźwięk) – rodzic rozmieszcza leśne chatki w trzech różnych kątach pokoju. Dziecko ma zamknięte oczy, w tym czasie rodzic podchodzi do każdej z chatek, ale gra na instrumencie tylko przy jednej z nich, ukrywa w tej chatce myszkę i wraca z powrotem. Dziecko otwiera oczy i próbuje odgadnąć, skąd dochodził dźwięk. Znalezienie myszki jest potwierdzeniem, że odgadło prawidłowo.
Numer 5 (pamięciowy): Rodzic rozkłada dwie chatki, a pod każdą z nich po dwa żetony z grającymi zwierzakami. Dziecko przygląda się żetonom, następnie rodzic je odwraca i wygrywa jeden z dwóch możliwych „utwórów”. Dziecko musi odgadnąć, którego domku to dotyczy.
Podsumowanie
Wybrany przeze mnie scenariusz jest dosyć skomplikowany, ale też i inne warianty nie są wcale takie proste. Według mnie, sporą przeszkodą jest występujący w każdym z nich wymóg zamknięcia oczu przez dziecko / dzieci, tak aby rodzic mógł w tym czasie coś schować. Z moich doświadczeń wynika, że: primo – nie da się kazać dwulatkowi tak po prostu zamknąć oczu i nie patrzeć, secundo – jeśli dziecko wie, że coś jest schowane, to nie spocznie póki tego nie znajdzie, nawet jak to nie jest odpowiedni na to moment lub sposób 🙂
Mimo, że zgodna z instrukcją gra jest, moim zdaniem, poza zasięgiem dwulatków, to nie wyklucza to, że mogą się one fajnie bawić komponentami, grać według uproszczonych reguł lub na własnych zasadach. U nas zazwyczaj występuje mix tych trzech. Trochę próbujemy grać według scenariusza, trochę zmieniamy zasady, a czasami całkowicie improwizujemy.
To co podoba mi się najbardziej, to przepiękne wykonanie gry. Plansze i wszystkie elementy cieszą oczy. Instrumenty są dużą atrakcją dla dziecka. Poza tym jest potencjał do wymyślania własnych wariantów gry lub zmieniania istniejących. Myślę, że córka za jakiś czas do niej już dorośnie i będzie się nam wtedy naprawdę fajnie grało.
P.S. Jak zwykle na końcu wpisu, zapraszam Was do grupy na facebooku „Gry planszowe i edukacyjne dla dzieci”.