Październik był u nas zdecydowanie miesiacem edukacji muzycznej. To właśnie w tym miesiącu w żłobku Małej Czytelniczki zaczęły się zajęcia z rytmiki („przychodzi ciocia Ola i gra na pianinie”). W październiku byliśmy po raz pierwszy w filharmonii na koncercie dla małych dzieci (Smykowe Granie). Bawiliśmy się też trochę grą muzyczną „Dźwięczny las”, a poza tym zaczytywaliśmy się w książkach w muzycznym temacie. W tym przeglądzie chciałam Wam te książki pokazać i napisać jak się nam podobały. I powiem Wam, że właśnie taką edukację najbardziej lubię. Rzeczywiste doświadczenia uzupełnione przez książki i gry. Czuję wtedy, że nauka nie jest celem sama w sobie, ale tylko skutkiem ubocznym dobrej zabawy.
1. W filharmonii koncert będzie
Dorota Gellner, Maciej Szymanowicz
Filharmonia Szczecin 2018, 34 s.
„W filharmonii koncert będzie” to książka wydana przez Filharmonię Szczecin. I jest to prawdziwa petarda! Wystarczy zerknąć na autorów książki – Dorota Gellner i Maciej Szymanowicz. Już wiadomo, że to musiało się udać 🙂
Wiersze Doroty Gellner znamy już z „Miasteczka z bajki”, „Portretów” i „Myszki” i bardzo je lubimy. Cechą charakterystyczną tych wierszy są niesforni bohaterowie. Nie inaczej jest i tu. Na wieczór zaplanowany jest koncert w filharmonii, ale czy wszystkie instrumenty zdążą na czas? Kontrabasy właśnie miały lecieć na wakacje, fagoty się rozchorowały a flety zostały przyłapane na jeździe na gapę. Bardzo podoba mi się pomysł wiersza. Na każdej rozkładówce poznajemy kolejne instrumenty i ich perypetie w drodze na koncert. Trzeba jednak przyznać, że słownictwo jest dość trudne. Są różne nazwy instrumentów, również tych rzadkich (oboje, altówki, waltornie), słownictwo muzyczne – batuta, pulpit, repertuar, są gry słów a także wyszukane lub rzadko używane wyrazy. Wiele z nich staram się tłumaczyć w trakcie czytania, ale jest tego naprawdę dużo.
Po raz pierwszy tutaj miałam okazję przyjrzeć się ilustracjom Macieja Szymanowicza. Wiem, że jest dość popularny i wiele osób się zachwyca jego książkami, ale tak naprawdę dopiero teraz zrozumiałam dlaczego. Oczywiście estetyka jest bardzo przyjemna, do tego jest charakterystyczna i jedyna w swoim rodzaju. Ale największą zaletą jego ilustracji są zabawne i zwariowane pomysły. Zaczynając od śmiesznych min instrumentów, przekomicznych bohaterów drugiego planu czy absurdalnych szczegółów w tle. Mimo, że nie jest to typowa książka obrazkowa, to dzieje się tu tyle, że można oglądać ją naprawdę długo, wciąż znajdując jakieś ciekawe smaczki. Mała Czytelniczka jest nią zachwycona, uważnie przygląda się każdej stronie co i rusz pokazując jakąś ciekawostkę, która ją zainteresowała.
Z dodatkowych szczegółów warte uwagi jest to, że jest to książka całokartonowa oraz strony rozkładają się również do góry (całkiem ciekawy efekt).
Muszę jednak zaznaczyć, że jako książka dla małych dzieci ma ona pewną wadę. Być może nie dla wszystkich jest ona istotna, ale warto zauważyć, że mamy tu przedmioty, które zostały ożywione i często zachowują się jak ludzie. Według niektórych szkół (m.in. Marii Montessori) dzieciom nie powinno się pokazywać tego rodzaju fikcji na początkowym etapie rozwoju, kiedy jeszcze nie są w stanie rozróżnić, co jest prawdziwe a co wymyślone. Ja osobiście staram się znaleźć złoty środek. Nie chciałabym rezygnować z tych wszystkich wspaniałych książek, które jednak nie są realistyczne. Staram się więc tłumaczyć w trakcie, że to tylko bajka. W tym przypadku również byliśmy w filharmonii, widzieliśmy z bliska instrumenty, mam nadzieję więc, że córka nie zakoduje ich sobie jako biegające po ulicy „zwierzątka” 🙂
2. Uwerturki, cz. 1. Muzyka z patyka, czyli skąd się biorą dźwięki
Kalina Cyz, Jagoda Charkiewicz
Polskie Wydawnictwo Muzyczne 2017, 16s.
Seria „Uwerturki” składa się z trzech części, ja wzięłam na próbę tylko pierwszą. Skierowane są do najmłodszych czytelników, stąd kartonowe strony, krótki tekst i nieprzeładowane szczegółami ilustracje. W pierwszej części autorzy próbują w obrazowy sposób przedstawić czym jest muzyka i jak powstaje. A, moim zdaniem, udaje im się to bardzo dobrze. Porównania są pomysłowe i bardzo trafne. Ponadto poznajemy niektóre instrumenty i zasady ich działania, oczywiście w bardzo dużym skrócie. Generalnie książeczka jest fajna, pomysł dobry, ale dla nas chyba już trochę za prosta, bo dosyć szybko się znudziła. Dlatego nie będziemy raczej dokupywać pozostałych części (dostępne są jeszcze dwie w serii).
3. Kicia Kocia zakłada zespół muzyczny
Anita Głowińska
Media Rodzina 2006, 24s.
Jak można przypuszczać, książka o Kici Koci od razu została u nas hitem i przeczytałąm ją sama-nie-wiem-ile razy. A najwięcej ostatnią stronę, gdzie wszyscy biją brawo. „Kicia Kocia zakłada zespół muzyczny” zaczyna się od tego, że niezwykle muzykalna Kicia Kocia zobaczyła w parku orkiestrę strażacką (uwaga na tej stronie pojawia się trochę trudnych słów). Zapragnęła ona założyć swój własny zespół, do którego zaprosiła Packa, Julianka i Adelkę. Każde z nich wybrało instrument i zaczęły się próby. Na koniec odbył się koncert, który oczywiście wywołał zachwyt u publiczności.
4. Orkiestra krowy Zosi
Geoffroy de Pennart
Muchomor 2016, 34s.
„Orkiestra krowy Zosi” przedstawia świat uczłowieczonych, „gadających” zwierząt, tak sugestywnie przedstawiony, że nawet mi chwilami nieswojo było czytać tę książkę. Szczególnie, gdy Mała Czytelnika stwierdziła z całkowitą pewnością, że jak pójdziemy do filharmonii, to będzie tam krowa Zosia. Muszę jednak przyznać, że pełne szczegółów ilustracje są naprawde pomysłowe, a historia interesująca i niosąca pewne przesłanie. Nasza dwuipółlatka bardzo polubiła Zosię i ta książka należy do najbardziej ulubionych pozycji z tego przeglądu.
Tytułowa krowa Zosia mieszka na wsi i jest bardzo muzykalna. Pewnego dnia dowiaduje się, że organzowany jest konkurs muzyczny, postanawia więc wyjechać do miasta, aby wziąć w nim udział. Musi jednak najpierw znaleźć orkiestrę, która ją przyjmie do siebie, no i tu zaczynają się schody. Okazuje się, że nikt jej nie chce i to nie nie ze względu na umiejętności (do etapu przesłuchania nawet nie dochodzi), ale z powodów, które z muzyką nie mają nic wspólnego. W końcu, zrezygnowana, żali się psu Dominikowi, który pracuje jako kelner w Kawiarni Dworcowej. Okazuje się, że i on miał podobne problemy, bo również próbował dołączyć do jakiejś orkiestry. Postanawiają więc stworzyć własną, w której będą zatrudniać tylko dobrych muzyków.
5. Filharmonicy się stroją
Karla Kuskin, Marc Simont
Muchomor 2017, 48 s.
„Filharmonicy się stroją” to książka, która tak mi się spodobała, że kupiłam ją chyba bardziej dla siebie. Przeznaczona jest dla trochę starszych dzieci i obawiałam się, że nie zainteresuje Małej Czytelniczki. Na szczęście przypadła jej do gustu, z najbardziej ulubioną stroną o kąpieli.
Tytuł jest grą słów, bo pierwsze z czym nam się kojarzy, to ze strojeniem instrumentów. Ale tu akurat chodzi o ubieranie się do koncertu. Zbliża się piątkowy wieczór i w różnych częściach miasta sto pięć osób stroi się do pracy. Zaczynając od kąpieli, poprzez wkładanie bielizny i kolejno innych części garderoby. Następnie wychodzą z domu, dojeżdżają do filharmonii i rozkładają instrumenty. Wreszcie zaczyna się koncert.
Charakterystyczne dla książki są lekko humorystyczne rysunki, utrzymane w stylu vintage. Ciekawie pokazane są różnice w ubieraniu się. Tekst ma również formę wyliczanki, jak gdyby inwentaryzacji, z której dowiadujemy się ile osób bierze kąpiel z bąbelkami, ile panów zakłada spodnie na stojąco a ilu na siedząco albo ile pań zakłada spodnice, a ile suknie. Mimo błahego tematu, wszystkie te przygotowania stopniują napięcie i przygotowują czytelnika, że na końcu będzie coś wyjątkowego – piękna symfonia.
6. Muzykalny słoń
Wanda Chotomska, Julitta Karwowska-Wnuczak
Muza 2013, 32s.
„Muzykalny słoń” w tym wydaniu raczej nie zainteresuje maluchów, być może dopiero starsze dzieci. Lubię Wandę Chotomską i ten utwór również jest w jej stylu, czyli zabawny, zwariowany i rytmiczny. Ma też potencjał edukacyjny, bo wymienione są w nim różne instrumenty muzyczne (tytułowy słoń pragnie wymienić swoją trąbę na jakiś inny instrument i zgłasza się sporo osób „żądnych zamiany”).
Niestety cały potencjał tego utworu nie został wykorzystany odpowienio w warstwie graficznej. Podobnie jak w pierwszym utworze z tego zestawienia („W filharmonii koncert będzie”) można było go świetnie zobrazować na szczegółowych ilustracjach pokazująć najmłodszym jak instrumenty wymienione w wierszu dokładanie wyglądają. Tutaj natomiast prawie wszystko jest blade, brakuje żywych kolorów. Instrumentów praktycznie nie widać poza nielicznymi słabo zarysowanymi konturami. Postacie odmalowane są groteskowo, ale też brakuje mi tu charakterów, wyrazistych twarzy. Generalnie grafika nie przyciąga wzroku. W tym wydaniu wykorzystano oryginalne lustracje z 1965 roku i oczywiście mają one swój (mocno vintage) styl, który może się podobać dorosłym. Być może też spodoba się starszym dzieciom, ale na ten moment książka niespecjalnie zainteresowała moją dwuipółlatkę.
Na razie odkładamy książkę na późniejsze czasy. Jeśli spotkacie ją kiedyś, możecie ewentualnie wypróbować ze starszymi dziećmi. Szkoda mi trochę fajnego wiersza i liczę na to, że ukaże się kiedyś wydanie z ciekawszymi ilustracjami.